PORTO
To mój pierwszy raz w Portugalii. Wybrałam Porto z polecenia narzeczonego, który już tutaj był. Jest to miasto kolorowych zabudowań, wysokich mostów, a w powietrzu odczuwalna jest wilgoć z nad Oceanu Atlantyckiego. Najciekawszy punkt widokowy w Porto to most Ponte Luis 1 - jest to znak rozpoznawczy miasta. W szczególności warto przejść się uliczkami Porto nocą gdy wszystko pięknie się świeci.
Wyprawa do Porto to również wyprawa nad ocean, do którego polecam wybrać się old schoolowym tramwajem. Koszt takiego transportu to €3,5. Pomijając fakt, że w tym roku gdyby nie covid znalazłabym się po drugiej stronie tego oceanu to uważam, że od strony europejskiej równie pięknie wygląda. Minusem podróży jest krótki pobyt. Z Portugalii musieliśmy uciec do Włoch gdzie na miejscu okazało się, że tam pogoda również nie rozpieszcza, ale o tym w następnym wpisie.
Kuchnia portugalska nie przypadła mi do gustu, jeżeli jednak miałabym coś polecić to tradycyjne dania: dorsz bacalhau z warzywami lub francesinha, która pochodzi z tego miejsca. Do miasta portowego od wieków przypływali ludzie z różnych zakątków świata. Mieszankę kulturową widać na ulicach.
LIZBONA
W Lizbonie trudno znaleźć jakieś charakterystyczne punkty do zwiedzenia, ale z pewnością mogę polecić spacer nad wybrzeże Oceanu Atlantyckiego, z którego widoczny jest imponujący most (Ponte 25 de Abril), to taka mała kopia tego w San Francisco oraz oryginalnie zabudowane centrum miasta. Schludne kamieniczki nabierają barw w szczególności nocą. Lizbona jest bardzo dobrze oświetlona i to na pewno robi wrażenie.
Lizbona kojarzona jest z charakterystycznymi, żółtymi tramwajami. Warto przejechać się linią numer 28 i udać się w podróż sentymentalną do lat 20-tych XX wieku. Podróż takim tramwajem urozmaica zwiedzanie centrum miasta. Jednak stolica Portugalii nie zrobiła na mnie większego wrażania i nie koniecznie będę chciała tutaj wrócić. Miasto nie należy do najczystszych w Europie...
W centrum Lizbony, dość przypadkowo można natrafić na różową ulicę, czyli Rua Nova do Carvalho lub po prostu Pink Street. Jest ona najbardziej imprezową ulicą w Lizbonie. Po dziś dzień miejsce to słynie z dobrego jedzenia, muzyki, pełnych barów co razem tworzy wyjątkowy klimat. Wgłębiając się w historię tej ulicy dowiedziałam się, że niegdyś miała ona dużo gorszą sławę - nazywana była "ulicą czerwonych latarni", największa ilość klubów nocnych znajdowała się właśnie tutaj i to miało miejsce jeszcze na początku XXI wieku. Dziś jest to najliczniej fotografowane miejsce w Lizbonie i aby zrobić sobie tutaj zdjęcie, trzeba chwilę poczekać :)
o jak pięknie :D
OdpowiedzUsuńJa zawsze chciałam wybrać się do Portugalii. Zawsze bardzo ciekawił mnie ten kraj. Planowaliśmy w tym roku spędzić tam rocznicę ślubu z moim mężem, ale zrezygnowaliśmy z tego pomysłu przez pandemię. Oboje prowadzimy firmę i ryzyko związane z kwarantanną uznaliśmy za zbyt duże. Jednak mam nadzieję, że po okresie pandemii uda nam się tam wybrać :-)
OdpowiedzUsuń