Londyn nigdy nie był kierunkiem moich marzeń. Jednak jak na prawdziwą podróżniczkę przystało, musiałam kiedyś zobaczyć tak licznie odwiedzane przez turystów miasto. Centrum Londynu zwiedzaliśmy głównie piechotą, pokonywaliśmy ponad 15 km dziennie. Oczywiście bez metra i tradycyjnych, czerwonych autobusów by się to nie udało, bo nasz nocleg był oddalony o kilka kilometrów od głównych atrakcji.
Zdjęcie z Big Benem to podstawa, trudno o mniej charakterystyczną pamiątkę ze stolicy Wielkiej Brytanii. Od czasu uruchomienia zegar podaje dokładny czas, a dzwony słyszalne są w sercu Londynu co godzinę. Jego charakterystyczne, niskie tony codziennie nadawane są przez radio BBC. We wrześniu 2012 roku wieża została oficjalnie nazwana Elizabeth Tower dla uhonorowania 60-letniego panowania Elżbiety II.
Nocą, gdy w mieście włączane jest oświetlenie, stolica Wielkiej Brytanii robi dużo lepsze wrażenie niż w dzień. W szczególności proponuję wybrać się tu w okresie świątecznym, a zobaczycie pięknie ozdobione budynki, jak ten poniżej. Z ciekawostek, podzielę się z Wami faktem, że w centrum nie ma praktycznie w ogóle koszy na śmieci. Czemu? Po licznych atakach terrorystycznych władze nakazały ich zdjęcie. Nietransparentne kosze mogłyby stać się miejscem potencjalnego materiału wybuchowego, łatwo przecież wrzucić tam plecak bądź torbę... :) Na chodnikach, prowadzących na najbardziej popularne mosty postawione są metalowe słupki. Ma to oczywiście utrudnić terrorystom przeprowadzenie zamachu.
Podczas naszego 4-dniowego pobytu pogoda zdecydowanie nie rozpieszczała, ale w ostatni dzień zawitało słońce i postanowiliśmy odwiedzić popularne parki w centrum. Holland Park i Kensington Park może nie wyróżniają się znacząco na tle innych europejskich parków, ale po drodze do nich można "zgubić się" w typowo angielskich uliczkach.
W niektórych dzielnicach obok smutnych, ceglastych budynków można przejść się kolorowymi uliczkami. Zdecydowanie jestem fanką bardziej barwnej architektury. "Ceglana" Anglia przypomina familijne bloki na Śląsku, które zdecydowanie nie są w moim typie.
Poniżej Buckingham Palace, w którym do niedawna panowała Królowa Elżbieta II.
Kuchnia angielska nie powala na kolana pod względem zróżnicowania. Każdemu za pewne przychodzi na myśl fish and chips, czyli ryba z frytkami. Właśnie na takie danie zdecydowałam się w jednej z restauracji w postaci fishburgera. Jedzenie dobre, ale jak się pewnie domyślacie dość niezdrowe. Raz na jakiś czas można sobie pozwolić.
Poniżej wersja wegetariańska. Vegeburger był dobry, ale to nie najlepszy jaki jadłam.
Moja ulubiona okolica w Londynie to zdecydowanie miejsce z którego widać London Eye, Tower Bridge i całą panoramę stolicy Anglii. To tutaj po raz pierwszy Londyn zrobił na mnie większe wrażenie.
Udało nam się odwiedziliśmy 2 muzea. Science muzeum oraz muzeum historii naturalnej. Oba muza są warte polecenia. Mimo darmowego wstępu polecam zarezerwować sobie miejsce przez Internet bo można w ten sposób wyprzedzić kolejkę bez biletów, która ciągnęła się przez około kilometr.