W ostatnich latach okres przedświąteczny nie jest tak magiczny i zimowy jak to bywało dawniej. Pogoda nierzadko przypomina późną jesień, a długie i zimne wieczory nie wpływają pozytywnie na nasz nastrój. Przy takiej aurze czas do Świąt Bożego Narodzenia niesamowicie się wydłuża. By temu zapobiec ciekawą alternatywą może być krótki wypad, my zdecydowaliśmy się na city break do stolicy Belgii - Brukseli. Wyjazd zaplanowany był mniej więcej od miesiąca, a bilety kupiliśmy w bardzo atrakcyjnej cenie. Mimo, że wyjazd był krótki to spędziliśmy go w miłej atmosferze, bo do Brukseli wybraliśmy się w szóstkę.
Moim ulubionym punktem na mapie Brukseli był Grand Place. Nie skłamię twierdząc, że był to najładniejszy plac jaki widziałam w życiu. Zarówno wieczorem jak i w dzień zrobił na mnie duże wrażenie. Trudno uwierzyć, że przez plac, który dzisiaj jest tętniącym życiem miejscem, niegdyś przepływała rzeka. W odpowiedzi na coraz większe potrzeby rozbudowującego się miasta, koryto rzeki zostało skanalizowane i przeniesione poza centrum stolicy Belgii. Spośród wszystkich zabudowań najbardziej spodobała mi się trzypiętrowa, narożna kamienica. Pięknie udekorowane wejście do Starbucksa dodatkowo upiększało to miejsce.
Trochę byłam zawiedziona dużą liczbą turystów odwiedzających Brukselę. Niestety poruszanie się po pięknych jarmarkach Bożonarodzeniowych (dla których, głownie przyjechaliśmy) było mocno utrudnione mimo późnej godziny. Najczęściej słyszanym językiem w Brukseli był francuski, ale warto nadmienić, że w Belgii funkcjonują trzy języki urzędowe: niderlandzki, niemiecki oraz właśnie francuski. Nie każdy Belg posługuje się wszystkimi wyżej wymienionymi językami, zależy to od regionu zamieszkania.
Z czego słynie Belgia? Na pewno z pysznej czekolady oraz klasycznych, grubo krojonych belgijskich frytek. Historia tego przysmaku jest związana z miasteczkiem Dinant. Mieszkańcy Walonii łowili małe rybki i smażyli je w głębokim tłuszczu. Zimą, gdy rzeka zamarzała, nie byli w stanie łowić, więc kroili ziemniaki w kształcie rybek, które następnie smażyli. Belgowie są bardzo dumni z wynalezienia frytek, pierwsze wzmianki można już odszukać w manuskrypcie z 1781 roku. Jeśli chodzi o walory smakowe, to moim skromnym zdaniem frytki belgijskie niczym szczególnym się nie wyróżniały, ale jak to mawiają o gustach i guścikach się nie dyskutuje... :) Może gdybym skosztowała je w Dinant smakowałyby inaczej? :) Mimo wszystko zdecydowanie trzeba skosztować tę znaną na cały świat przekąskę będąc tutaj.
Fontanna z figurką chłopczyka oblegana jest przez tłumy. "Manneken pis" to symbol Brukseli. Są dwie legendy, a ta ciekawsza mówi, że w XIV wieku Bruksela została zaatakowana i była oblegana. Najeźdźcy chcąc zdobyć miasto zaplanowali, iż podłożą materiały wybuchowe w murach miasta i dostaną się łatwo do środka. Jednak mały chłopiec imieniem Juliaanske, szpiegując agresorów, odkrył miejsce, gdzie zaraz miał nastąpić wybuch. Widząc co się dzieje, oddał mocz na palący się lont, czym uratował miasto :).